piątek, 24 grudnia 2010

Wigilia


Zapach choinki, delikatne kolorowe światełka lampek odbijające się w lśniących bombkach. Złote łańcuchy biegnące splotami od pustego jeszcze żłóbka aż ku Gwieździe Betlejemskiej na czubku. Obficie zastawiony stół, na nim dwanaście tradycyjnych potraw. Szeleszczące sianko pod obrusem. Mały Jezusek ukryty gdzieś między stertami prezentów. Znalazłeś choć chwilę, żeby zamienić z Nim słówko? Postaraj się w każdym przełamanym opłatku, w każdym uśmiechu i uścisku przekazywanym bliskim zmieścić całą swoją miłość i życzliwość wobec nich. Na te kilka chwil zapomnij o swarach i troskach. Niech w Twoim sercu rozbłyśnie Gwiazda Nadziei. Niech ludzi widzą ją patrząc w Twoje oczy i uśmiechają się ze szczęścia.

Tego Ci życzę...

...abyś w każdym, z kim wymienisz dziś uścisk dłoni, odnalazł dobro i nadzieję.
...abyś z każdym, komu będziesz życzył dziś Wesołych Świąt, mógł się spotkać przy wigilijnym stole za rok.
...abyś każdy, z kim nie możesz spędzić tych Świąt, a jest Ci bliski, znalazł w Twoim sercu choć chwilę ciepła i radości. I obyś Ty tak samo gościł w jego sercu.
...tego, czego życzą Ci kochające Cię osoby. One wiedzą, czego Ci najbardziej potrzeba.

Uśmiechnij się do siebie, do swojego odbicia w lustrze, do każdego napotkanego Dziś człowieka. To nic nie kosztuje, a może być najpiękniejszym prezentem, najpiękniejszym podziękowaniem, najpełniejszym znakiem Twojej obecności.

Zrób, co w Twojej mocy, aby bliscy zapamiętali z tych Świąt nie prezenty i smak karpia... ale Twój najpiękniejszy uśmiech.


Wesołych Świąt!

Małgosia

piątek, 17 grudnia 2010

38...? i kilka poprzednich

Trochę zapuściłam bloga i postanowienie pisania. Plany to jedno, a realizacja... No nic, nieważne. Ogólnie nie dzieje się nic ciekawego. Może tylko to, że dostałam się na oligofrenopedagogikę. Zabójcza nazwa, nieprawdaż?
I zaczęłam się uczyć angielskiego. Naprawdę się uczyłam do sprawdzianu! Sasasasa... Hehe. Nawet zrobiłam sobie fiszki. I całkiem spodobała mi się ta nauka. Mam wrażenie, że będę powtarzać to częściej. ;)

Teraz siedzę w łóżku z fervexem o smaku rozwodnionego kisielku cytrynowego, stertą chusteczek i psychologią społeczną. Niby już prawie Święta, a mam wrażenie, jakby dzieliła mnie od nich przepaść. Jakoś nie czuję tego klimatu, a tak tęskniłam. Chyba muszę spędzić kilka godzin na produkowaniu kandyzowanej skórki pomarańczowej... Pamiętam te nocne godziny w akademiku, przy zielonym garnku z aromatyczną zawartością... Na pewien czas miałam już dość pomarańczy.

Idę przetworzyć moją bezsenność w coś twórczego. Może się uda.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

32. i 33.

Czy ja kiedykolwiek zmądrzeję? Czy ja kiedykolwiek dorosnę? Mam coraz większe wątpliwości. Czas mija nieubłaganie, szybciej i szybciej. Kolejne terminy, zadania, a ja tkwię z głową gdzieś w młodzieńczych marzeniach i nie mogę otrząsnąć się z macek magii różnych postaci i kolorów. Gdybym chociaż umiała się rozdwoić... A trudno czytać, nawet o ciekawych i ważnych rzeczach, gdy większa część uwagi fruwa gdzieś w eterze.

Cieszcie się niebiosa, że już nie zaśmiecam przestrzeni publicznej tworami maści wszelakiej. Tkwią grzecznie w otchłaniach niepamięci i niech tam pozostaną. Ale chyba jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa... ;) A może już jestem za stara? Ponoć z pewnych rzeczy się nie wyrasta. Może to naiwne, ale ja wcale nie chcę wyrosnąć. I mam cień nadziei, że tak pozostanie.

sobota, 11 grudnia 2010

31.

W takie krótkie zimowe dni najbardziej marzą mi się długie podróże w najegzotyczniejsze miejsca na Ziemi. Niech mi się chociaż przyśnią w czasie zimowego snu.

piątek, 10 grudnia 2010

30.

Co by tu dzisiaj... A! Zaliczyłam oczywiście kolejną przewrotkę. Tym razem na schodkach. Pół dnia byłam z siebie dumna, że nie dałam się zimie... Dwadzieścia metrów od domu musiało mnie dopaść. No inaczej się przecież nie dało...

Jutro idę na łyżwy, przetestować najbliższe lodowisko. Mam nadzieję, że nie będzie tłumów dzieci, bo wtedy nie da się nic zrobić. Paradoksalnie - na łyżwach się nie przewracam. Ups, pewnie wykrakałam.

Miłego weekendu! BEZ przewrotek.

czwartek, 9 grudnia 2010

29.

I znów pada śnieg. Człowiek najchętniej zaszyłby się w domku pod kocem z kubkiem gorącej herbaty/czekolady. A trzeba wstać raniutko, przedrzeć się przez miasto (tak... całe dwa przystanki tramwajem) i kolejką dojechać do Rembertowa. Kto to wymyślił, żeby na angielski jeździć na drugi koniec świata? Myślałam, że świat kończy się na Ruczaju w Krakowie. Okazuje się, że jednak nie. Zdecydowanie aktualny koniec świata znajduje się w Rembertowie. I już nie mogę się doczekać kilku miłych spotkań, ale na to jeszcze przyjdzie czas... Weekend zapowiada się nader aktywnie - pomiędzy lodowiskiem a książkami na środowy egzamin.

środa, 8 grudnia 2010

27. i 28.

Chyba tylko kontrolnie. Żyję, mam się jakoś. Jakoś tak nie za specjalnie, ale się mam. Nie mogę doczekać się, kiedy będę mogła pójść na lodowisko. A w chwili obecnej jestem obolała i przytoczona. I tyle. I zajęta za bardzo, żeby na spokojnie usiąść i uwywnętrznić troszkę swój wewnętrzny światek. Może kiedyś przyjdzie taki dzień...

poniedziałek, 6 grudnia 2010

26.

Zdaję sobie sprawę, że tu mało ciekawie... Postaram się coś z tym zrobić. Ale w ostatnich dniach nie mogę narzekać na nadmiar wolnego czasu. Zapełnił się on dokładnie, pozostawiając niewielkie odstępy niezbędne na jedzonko i chwilę relaksu. Jutro kolejny intensywny dzień z gimnastyką w środku na pognębienie moich bolących pleców. A tu jeszcze trzeba wepchnąć naukę do egzaminów, licencjat, myślenie o przyszłości i... Dziś wreszcie trafiła do mnie długo wyczekiwana książka. "Podróżnik WC. Wydanie II poprawione" Wojciecha Cejrowskiego.
Od dawien dawna miałam nadzieję, że uda mi się ją dopaść w starym wydaniu, ale ukazała się ponownie. Tym lepiej dla mnie. Nie mogę się już doczekać, kiedy będę mogła zagłębić się w lekturze. Hehe. Dzisiejsza noc będzie jedną z tych spędzonych w podróży. Jak do tej pory tylko przejrzałam, ale już wiem, że to kolejna pasjonująca przygoda. I to bez ruszania się z łóżka. Odrobina egzotycznego słońca w naszej zimowej rzeczywistości. Dam znać, jak wrażenia z trasy. ;)

Kto mnie pouczy hiszpańskiego?

Mam nadzieję, że niedługo uda mi się napisać coś ciekawszego, dłuższego, z polotem. Trzymajcie się ciepło.

A... wszelkie uwagi, pomysły, krytyka (najchętniej konstruktywna) wskazane. :)

niedziela, 5 grudnia 2010

24. i 25.

Od dwóch dni nic ciekawego, tylko ból pleców. Ale przynajmniej okazało się, że czteromiesięczne maluchy nie są takie straszne.

piątek, 3 grudnia 2010

23.

Spokojnie, zupełnie spokojnie, może nico przeziębieniowo. Oby jutro też okazało się spokojne. Chyba już pójdę spać. Jutro sobota, ja muszę wstać o 7! Czego się nie zrobi dla realizacji marzeń... nawet jeśli są to tylko działania pośrednie. ;)

czwartek, 2 grudnia 2010

21. i 22.

Wczoraj nie było wpisu, ale był za to bardzo długi dzień. Dwadzieścia dwie godziny to trochę za dużo, ale czasem niestety inaczej się nie da.

Tak sobie myślę, czy się nie przejść tu - link. Uwielbiam zdjęcia i podróże. A potem albo przedtem skoczę na Chmielną na ciepłe pączki... A może któregoś dnia napiszę swój własny przewodnik po Warszawie... magicznej. Ma swoje uroki, tak samo jak Kraków. :)

A w najbliższych dniach planuję również przetestowanie lodowiska na Bemowie. Ponoć jest za darmo. :) Zobaczymy, czy jest tego warte. ;)

Trzymajcie się ciepło. Uszy do góry. Jutro będzie lepiej. Chyba że SKMka utknie gdzieś w polu. Na wszelkim wypadek wezmę jakąś książkę.