czwartek, 9 grudnia 2010

29.

I znów pada śnieg. Człowiek najchętniej zaszyłby się w domku pod kocem z kubkiem gorącej herbaty/czekolady. A trzeba wstać raniutko, przedrzeć się przez miasto (tak... całe dwa przystanki tramwajem) i kolejką dojechać do Rembertowa. Kto to wymyślił, żeby na angielski jeździć na drugi koniec świata? Myślałam, że świat kończy się na Ruczaju w Krakowie. Okazuje się, że jednak nie. Zdecydowanie aktualny koniec świata znajduje się w Rembertowie. I już nie mogę się doczekać kilku miłych spotkań, ale na to jeszcze przyjdzie czas... Weekend zapowiada się nader aktywnie - pomiędzy lodowiskiem a książkami na środowy egzamin.

3 komentarze:

  1. Czy masz może na myśli 10-lecie wigilii "na dole"? :) w końcu nie wiadomo co z terminem, jakaś cisza w dialogu...
    magda

    OdpowiedzUsuń
  2. hej.... też chcę nic nie robić, oglądać filmy, czytać książki. niestety świat jest straszny... cały czas dążymy do czegoś i cały czas bez końca... buźka

    OdpowiedzUsuń
  3. na Ruczaju? myślałam, że po wycieczce w moje okolice Krakowa to jednak Azory są na końcu świata, haha! ^^.

    OdpowiedzUsuń