I zaczęłam się uczyć angielskiego. Naprawdę się uczyłam do sprawdzianu! Sasasasa... Hehe. Nawet zrobiłam sobie fiszki. I całkiem spodobała mi się ta nauka. Mam wrażenie, że będę powtarzać to częściej. ;)
Teraz siedzę w łóżku z fervexem o smaku rozwodnionego kisielku cytrynowego, stertą chusteczek i psychologią społeczną. Niby już prawie Święta, a mam wrażenie, jakby dzieliła mnie od nich przepaść. Jakoś nie czuję tego klimatu, a tak tęskniłam. Chyba muszę spędzić kilka godzin na produkowaniu kandyzowanej skórki pomarańczowej... Pamiętam te nocne godziny w akademiku, przy zielonym garnku z aromatyczną zawartością... Na pewien czas miałam już dość pomarańczy.
Idę przetworzyć moją bezsenność w coś twórczego. Może się uda.
hej! powiem Ci tylko tyle, żebyś nie pisała na siłę. ten blog nie jest po to, żeby Cię zmuszać, a dla Ciebie samej! trzymaj się i wyzdrowiej choruszku, bo jak nie, to Mikołaj nie przyjdzie!!
OdpowiedzUsuńKinga
a ja... miałam czytać te książeczki, ale znalazłam parę nowych blogów au pair i... no nie mogę ich nie przeczytać! szczególnie tego z CA!!
OdpowiedzUsuńO matko ! Faktycznie zaniedbałaś tego bloga.. Już prawie tydzień. Pamiętaj o swoim postanowieniu ! Czas coś napisać !
OdpowiedzUsuń